Mamy dla Ciebie coś wyjątkowego – autentyczną historię, która zaczyna się od problemu dobrze znanego wielu z nas – siedzącego trybu życia. To przedruk oryginalnego tekstu od znanej influencerki barefoot, pochodzącego z bloga Anya’s Reviews

Ta szczera relacja pokazuje, jak zmiana nawyków i adaptacja życia w stylu barefoot mogą przynieść ulgę w życiu pełnym dyskomfortu. To nie tylko opowieść o wyborze odpowiednich butów damskich w stylu barefoot, ale przede wszystkim o poszukiwaniu harmonii z własnym ciałem i odkrywaniu praktyk, które pomagają żyć pełniej i bardziej świadomie. 

Zapraszamy do lektury tej inspirującej historii. Liczymy, że stanie się zachętą do zmian w Twoim własnym życiu.

Kim jestem: moja podróż do życia w stylu barefoot

Poniżej widzicie tę samą kobietę, w tym samym ubraniu, które pokazują różnicę w postawie po zaledwie roku – maj 2019 i kwiecień 2020. Dalej widać zestawienie zdjęć stopy tej samej kobiety w różnym okresie czasu. Lewe zdjęcie zrobione w styczniu 2019 ukazuje słabszą stopę. Prawe zdjęcie zrobione w listopadzie 2020 prezentuje już zauważalnie silniejszą stopę.

Na moim blogu znajduje się ponad 100 recenzji butów minimalistycznych, jednak to nie buty damskie przykuwają Waszą uwagę najbardziej. Zadajecie mi wciąż jedno i to samo pytanie: JAKIM sposobem przeszłam od platfusa i krzywego kręgosłupa do silnego, sprawnego ciała? Świetne pytanie! Jestem zwyczajnym człowiekiem. Nie jestem atletką. Nie specjalizuję się w niczym. Nie umiem robić niczego imponującego. Jednak prawda jest dość skomplikowana.

Gdy przez chwilę nie skupiam się na sobie, to widzę, że inni ludzie też zmagają się z problemami. Kilka lat temu pochłonęłabym ten wpis robiąc notatki, zaznaczając wszystkie polecenia i podpowiedzi. Tak wielu z nas żyje w bólu. Zatem, może to właśnie historia zwykłego człowieka jest tym czego potrzebują zwykli ludzie.

Jestem blogerką barefootową, a nie specjalistką medyczną, zatem tekstu nie należy traktować jako substytutu porady lekarskiej. Jeżeli potrzebujesz pomocy, zawsze korzystaj z usług licencjonowanych specjalistów.

Moje pochodzenie

Po pierwsze, każde ciało jest unikalne, więc zacznę od opowiedzenia o moim bagażu.

Jestem niska, mało energiczna, niezbyt umięśniona i mam wiotkość więzadeł. Może nigdy nie byłoby to dla mnie zbyt problematyczne, gdybym żyła aktywnie, jednak miałam raczej siedzący tryb życia jako dziecko oraz wysokocukrową i mało odżywczą dietę (co nie wspiera budowaniu tkanek). Buty dziecięce ortopedyczne zaczęłam nosić w wieku 9 lat ze względu na zapalenie ścięgna kostki, w wieku 13 lat miałam kręcz szyi, a w wieku 16 lat zwichnęłam kostkę. Pierwszy ból pleców, który pamiętam odczułam, gdy miałam 12 lat –  siedzieliśmy całą klasą na dywanie i nie miałam o co się oprzeć. 

Te stosunkowo niewielkie urazy nigdy do końca się nie zagoiły, przez co borykałam się z drobnym bólem tu i tam (nie na tyle silnym, by iść do lekarza, ale wystarczającym żeby uprzykrzyć życie).

Im byłam starsza i życie stawało się coraz bardziej skomplikowane, miałam coraz mniej czasu na ćwiczenia. Im słabsza byłam, tym ćwiczenia stawały się coraz mniej możliwe do wykonania. Potem urodziłam dzieci, a moje ciało stało się jeszcze bardziej zdezorientowane. 

Warto wspomnieć, że w 2016 r. nabawiłam się objawów autoimmunologicznej choroby tkanki łącznej (tocznia lub mieszanej choroby tkanki łącznej). Od tamtej pory przebywam w ciągłym stanie wczesnej diagnostyki, czyli co roku otrzymuję pozytywny wynik testu na przeciwciała i mam pewne objawy, ale sytuacja nie pogarsza się.

Co więcej, lata, które doprowadziły do głównego problemu z moją stopą, były niezwykle stresujące, co bez wątpienia wpłynęło pod wieloma względami na mój zły stan.

Punktem zapalnym i przyczyną do znalezienia przeze mnie butów damskich barefoot był czas drugiej ciąży.

Poczytaj o najlepszych butach dla dzieci według Anyi.

Szczegóły mojej kontuzji

Będąc w drugiej ciąży założyłam te przeklęte buty na pewną imprezę urodzinową. Połączenie hormonów ciążowych z wiotkością więzadeł doprowadziło w rezultacie do sztywnego palucha.

Mój paluch na stałe zakleszczył się pod pierwszą kością promieniową i gdy przenosiłam ciężar ciała na tę stopę, paluch nie mógł się zgiąć. Zachowałam pełen zakres ruchu, gdy stopa nie była obciążona, zatem “funkcjonalność” została zachowana. Niestety doskwierał mi ostry ból w trakcie chodzenia. W owym czasie oczywiście kompletnie nie orientowałam się w tym, jak to wszystko działa i wiedziałam jedynie, że cierpię. 

Przekuśtykałam resztę ciąży i jakiś czas po porodzie, zanim w końcu wybrałam się do podiatry.

Mój podiatra wsadził mnie w grube, sztywne buty z wkładką ortopedyczną robioną na zamówienie, żebym nie musiała zginać palucha w trakcie chodzenia. I choć nie odczuwałam już bólu, nie rozwiązało to problemu (oczywiście…). Cierpliwie czekałam na poprawę sytuacji, jednak ona nie nadchodziła, a ja nie mogłam chodzić bez tych sztywnych butów butów z wkładką ortopedyczną. Bez nich chodziłam na czworakach i wcale mi się to nie podobało. Wróciłam do podiatry po około 6 miesiącach. Rezonans magnetyczny wykazał, że cierpiałam na obrzęk szpiku kostnego (opuchlizna i płyn wewnątrz kości). Z tego powodu, dostałam zalecenia nie obciążania stopy przez 6 tygodni, aż uraz się zagoi.  

Początkowa komedia pomyłek zamieniła się w horror, przez co niełatwo mi opisać ten okres mojego życia. Miałam maleńkie niemowlę i własną działalność, którą prowadziłam z domu, podczas gdy mąż był w pracy. Już wtedy moje ciało było bardzo słabe i dodatkowo obciążone depresją poporodową. Co więcej, członkowie mojej najbliższej rodziny sami mieli problemy zdrowotne, więc udzielałam im pomocy. Zwyczajnie było ze mną źle. 

Lubię powtarzać, że ruch to wolność. Unieruchomienie? To niewola.

W ciągu tych 6 tygodni nosiłam but ortopedyczny, potem korzystałam ze specjalnego chodzika na kolano, następnie miałam założony gips. Wszystko po to, żebym zupełnie nie korzystała z tej stopy, dzięki czemu miałam całkowicie pozbyć się bólu. Poświęćcie teraz choć chwilkę na wyobrażenie sobie mnie, jak noszę dziecko na rękach, podczas gdy chodziłam po domu na kolanach, żeby spełnić potrzeby mojej rodziny. Jakoś przetrwałam te 6 tygodni, ale ku mojemu przerażeniu, problem nie zniknął. Mimo całego włożonego wysiłku, moja stopa powodowała ból i cierpienie. Na dokładkę nabawiłam się dotkliwego bólu pleców i kostki, a przy tym byłam tak słaba i rozbita, że zapomniałam jak się chodzi.

Zdążyłam też zrezygnować z pomysłu kolejnej konsultacji z podiatrą. Na własną rękę zaczęłam poszukiwanie informacji i bombardowanie pytaniami kogokolwiek się dało. Znalazłam chiropraktyka stosującego metody Gonsteada, zajmującego się manipulacją stawów zewnętrznych. Umówiłam się z nim na pierwszy wolny termin. To właśnie on zdiagnozował u mnie sztywny paluch i zapewnił, że jest to całkowicie uleczalne. Od niego też dowiedziałam się o mojej skoliozie i kifozie. Po raz pierwszy ktoś mi powiedział, że można mi pomóc.

(Na zdjęciu: Moczyłam stopy, żeby jakoś wspomóc się w bólu)

Mniej więcej w tym czasie moja najlepsza przyjaciółka i bratnia dusza zasugerowała, żebym przeczytała książkę Katy Bowman Whole body barefoot. Przesłała mi darmowego audiobooka w aplikacji i z miejsca zaczęłam słuchać. Ta książka wraz z diagnostyką chiropraktyka, zakończyły moją drogę w otchłań. Od tego momentu już było tylko lepiej.

Moje uzdrowienie

Czas na trochę pozytywów. W końcu po to zebraliśmy się tu wszyscy, prawda? Żeby nie przedłużać, zawęziłam tę część do kilku kluczowych punktów. Na samym końcu znajdziecie linki do filmików z moimi ulubionymi ćwiczeniami na poprawę i wyprostowanie postawy.

1. Nastawienie

Nie spodziewaliście się pogadanki motywacyjnej, prawda? Zaraz dojdziemy do ćwiczeń i reszty, jednak to, czego nauczyłam się,że najważniejsze w zdrowieniu jest właściwe nastawienie. 

Po przeczytaniu książki, zapłonął we mnie ogień. Zdecydowałam, że nie osiądę na laurach, nie pozwolę innym mówić co mogę robić, a czego nie i na pewno nie dam się powstrzymać. Moje życie uległo zmianie w sekundę, a wszystko dzięki temu, że uwierzyłam, że mogę to zrobić.

Choć często coś zmieniam, to trzymam się pewnej prostej zasady odnośnie mojego nastawienia: moje ciało jest moim przyjacielem. To jemu najbardziej na mnie zależy i to ono reaguje na to, co mu daję. Zależnie od tego co i ile dostaje, moje ciało z czasem ulega odpowiednim zmianom. Moim zadaniem jest poznanie go na tyle, by rozpoznać jego potrzeby i im sprostać. 

2. Edukacja

Na entuzjazmie dojdziecie tylko do tego punktu. Następnym krokiem było edukowanie się, jak działa organizm. Teraz możecie spojrzeć w moje źródła wiedzy, z którymi sugeruję, żebyście się zapoznali, ale w tamtym czasie sama ich nie znałam. 

Zaczęłam od czytania innych książek wspomnianej Katy Bowman, obejrzałam mnóstwo filmików Mobility Mastery, a poza tym chwytałam się właściwie wszystkiego, co było jakkolwiek związane z tematem ciała. Strach ucieleśniony. Mózg, umysł i ciało w terapii traumy (org. tyt. The Body Keeps the Score) to kolejna książka, która zmieniła moje życie i z całego serca ją polecam.

Do tego czasu zdążyłam już całkowicie zmienić mój tryb życia. Wciąż uczę się i najpewniej całe życie będę starała się zrozumieć jak działa moje ciało, ale też mam świadomość tego, że na pewno nie ogarnę wszystkiego. Niemniej, kluczowe zmiany, które wprowadziłam, to wysypianie się, nauka uwalniania stresu, spędzanie czasu na łonie natury i super odżywcza dieta.

3. Specjaliści

Musicie zrozumieć, że gdy pierwszy raz przeczytałam książkę Katy Bowman, robiłam 1100 kroków DZIENNIE. Pod wieloma względami byłam niezwykle ograniczona i obolała. Wierzyłam, że dam radę, ale jednocześnie chciałam jak najszybciej wrócić do normalnego życia. Istotną częścią mojej podróży było odnalezienie właściwych specjalistów, dlatego pamiętajcie, żeby zawsze konsultować z lekarzem uporczywy lub niewyjaśniony ból.

Chiropraktycy stosujący metody Gonsteada byli kluczem do odzyskania pełnej funkcjonalności mojego palucha i w rehabilitacji skoliozy. Inny fizjoterapeuta zwrócił uwagę na nadmierne napięcie w moich biodrach, które po wykonanym masażu puściło i odczułam ulgę. 

Niestety, moje postępy były bardzo powolne, wciąż byłam uzależniona od nastawiania mnie przez chiropraktyka i nadal wyglądałam dziwnie  w trakcie chodzenia. Zdążyło minąć 1,5 roku od kontuzji, a mój ból nie ustępował prawie w ogóle. 

Dobry fizjoterapeuta poradził mi, żebym skupiła się ogólnie na ruchu i utrzymaniu dobrego krążenia krwi. To dało początek zauważalnemu spadkowi poziomu bólu – a zwyczajnie zaczęłam więcej się ruszać. Mniej więcej w tym okresie poczułam gotowość do odrzucenia moich butów ortopedycznych i w 100% przeszłam na minimalistyczne buty damskie.

Stopy są ściśle powiązane z dnem miednicy, zatem wizyta u fizjoterapeuty uroginekologicznego (który zajmuje się dnem miednicy) może przynieść wiele korzyści. Pod tym linkiem znajdziecie informacje, czego możecie się spodziewać na wizycie u fizjoterapeuty uroginekologicznego.

4. Pilates

Gdy minął ten etap, znowu poczułam, jakbym utknęła w martwym punkcie. Choć byłam bardziej aktywna, to nie czułam się silniejsza. Moja aktywność fizyczna nie była na tyle intensywna, żebym mogła pobudzić budowanie masy mięśniowej. Przygoda z jogą skończyła się bólem stawów, więc przerzuciłam się na pilates. Zaryzykowałam, dostałam karnet do lokalnego studia pilatesu i więcej nie oglądałam się za siebie.

Miałam szczęście znaleźć takie studio, które skupia się na uzdrawianiu i funkcjonowaniu ciała, a nie na wyrobieniu kaloryfera na brzuchu. Jest to piękna przestrzeń, w której instruktorzy z mądrością podchodzą do nauki pilatesu i spełniania potrzeb ich uczniów. Moja instruktorka jest wymiatającym, 69-letnim żywym przykładem starzenia dynamicznego.

Zaczęłam bardzo powoli, jednak po paru miesiącach ciężkiej pracy zauważyłam, że wiele czynności jest dla mnie łatwiejszych. Mogłam dłużej stać, kolana mi nie doskwierały i miałam więcej energii. Moje stopy też zaczęły się zmieniać – uniósł mi się łuk, palce u stóp zaczęły rozszerzać się, gdy biodra stawały się silniejsze. To był kolejny moment oświecenia – dotarło do mnie, że jeżeli chcę wzmocnić moje ciało, to muszę je ładować jak baterie.

Nauczyłam się doceniać to, że potrafiłam dojść do punktu, w którym budowałam mięśnie, ale nie przekraczałam granicy, za którą czekały zakwasy i ból. Dbałam o moje ciało, więc odpoczywałam, gdy tego potrzebowałam, po czym wstawałam i parłam dalej po zregenerowaniu sił. Po spędzeniu życia na kanapie, jakimś sposobem nagle stałam się jedną z “nich”, czyli jedną z tych osób, które lubią ćwiczyć. 

5. Gait Happens

Im silniejsza się stawałam, tym bardziej przesuwała się moja uważność na inne obszary. Zaczęłam pracować nad korekcją mojej kifozy i radzeniem sobie z pojawiającym się czasem bólem krzyża. Dedykowane dla kifozy ćwiczenia pomogły mi zrobić ogromne postępy (co widać porównując zdjęcie na samej górze ze zdjęciem na dole), jednak ból pleców nie ustępował. Myślałam, że powodem jest skolioza, którą miałam stwierdzoną parę lat wcześniej. Jednak ćwiczenia, których próbowałam, nie pomagały.

Zdecydowałam, że nadszedł czas na spróbowanie czegoś nowego (przy okazji, pandemia wstrzymała moje zajęcia pilatesu), zatem umówiłam wirtualną konsultację ze specjalistą z kliniki Gait Happens (więcej tutaj). Dr Perez wyłapała mnóstwo rzeczy, które działy się w moim ciele i rzuciła światło na problemy, z którymi wciąż się zmagałam. Ból pleców? Najprawdopodobniej nie od skoliozy (z którą obecnie już się pożegnałam). Wyglądało na to, że problemem jest przodopochylenie i unoszenie miednicy, co powodowało przesuwanie ciała w przód i uniemożliwiało prawidłową pracę mięśni pośladków.

Jednocześnie poczułam ulgę, bo znalazłam kogoś, kto mógł mi pomóc, ale byłam też zaniepokojona, że cały wysiłek włożony do tej pory nie naprawił problemu z miednicą. Było to niejako przypomnienie, że mimo ogromnych postępów, przede mną jeszcze dużo pracy i nie zawsze mogę ją wykonywać samodzielnie.

Dr Perez zaleciła mi kilka ćwiczeń i po niedługim czasie zauważyłam pewne zmiany. Zaczynały działać nowe mięśnie, a mój sposób poruszania się uległ poprawie. Kolejne konsultacje z Dr Perez pokazały, że moje ciało reaguje na nowe ćwiczenia, więc dostałam kolejne oraz sposoby na ich wykorzystanie. 

I dochodzimy do chwili obecnej.

6. Przyszłość

Jeżeli dotarliście do końca, możecie odnosić wrażenie, że moje życie w ostatnich latach było istnym maratonem. Wygląda na kawał roboty, prawda? Tak, pracowałam bardzo ciężko i tak, pracowałam przez lata i wciąż wiele pracy przede mną. Przez większość czasu jestem szczęśliwa i podekscytowana. Kiedy potrzebuję, to odpoczywam. Czasem jestem sfrustrowana, czasem prę do przodu, ale nie zaharowuję się. To moje życie. Potrzebuję ruchu, kocham go i nie oddzielam go od innych rzeczy, które kocham i potrzebuję.

Nie można nie doceniać wpływu jaki miał na mnie ruch i poprawa sposobu poruszania się. Wszystko w moim życiu stało się łatwiejsze. Zatem, jeżeli jest coś, co chciałabym żebyście wywnioskowali z tej historii, to to, że warto. Jesteście tego warci.

Mamy nadzieję, że lektura tego artykułu była dla Ciebie pełna inspiracji. Historia Anyi pokazuje, że styl życia i wybory, którym byliśmy poddani już jako dzieci bezpośrednio oddziałuje na nasze dorosłe ciało, naszą postawę, samopoczucie i kondycję psychiczną. Pamiętaj – każda drobna zmiana ma dla nich znaczenie.

Artykuł to przedruk z bloga Anya’s Reviews, opublikowany za zgodą autorki. Oryginalny tekst znajdziesz tutaj. 

Zapraszamy Cię również do lektury artykuły Anyi na temat najlepszych butów dziecięcych barefoot. Możesz go przeczytać tutaj.

Jeżeli Cię tematyka butów barefoot, naturalnego rozwoju dziecka – zapraszamy do lektury artykułów na naszym blogu. Znajdziesz tu  mnóstwo praktycznych porad, ciekawostek i inspiracji dotyczących butów dziecięcych oraz życia w stylu barefoot. 

Blog